Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

27 czerwca 2020

LEPSZA KASZA


Z cyklu:  z  podchorążackiej kuchni.

LEPSZA  KASZA  NIŹLI ...

Wojskowe porzekadło powiada, że żołnierz w czasie służby w armii zjadał co najmniej wagon kaszy. Jest w tym tylko część prawdy, tyle że nie wagon a kilka kilogramów. W przypadku słuchaczy WSOWRiArt. było to nawet kilkanaście kilogramów. 

Dla jednego z podchorążych przygoda z kaszą zaczęła się na pierwszym letnim poligonie w Toruniu. Stojąc w długiej kolejce podchorążych do kuchni polowej z menażką w ręku, zastanawiał się, co zje na obiad, bo kaszy nigdy nie lubił i nigdy jej nie jadł (nawet w domu). Kiedy nadeszła jego kolej powiedział kucharzowi, by nałożył mu do menażki tylko gulasz. Wówczas stojący obok dowódca dywizjonu podpułkownik Włodzimierz Laryś zwrócił się do kucharza:

– Nałóż mu synu pełną menażkę kaszy - kucharz bez wahania gorliwie wykonał polecenie oficera i nałożył tyle kaszy, że starczyłoby na obiad przynajmniej dla… trzech podchorążych.

Z czubatą menażką dowódca dywizjonu kazał podchorążemu iść za sobą. Usiedli obaj na stercie drewna obok kuchni polowej i padł rozkaz: 

  – Podchorąży nabierze łyżką kaszę i do ust, i dalej, łyżka, kasza, usta… 

aż do momentu, gdy na dnie menażki pozostały tylko resztki wystygłego gulaszu.

Kasza na obiad towarzyszyła podchorążym od czasu do czasu, niemal przez cztery lata studiów. Prawdopodobnie tylko na trzecim roku słuchacze zjedli przysłowiowy wagon kaszy, bo jakoś wiosną służbie żywnościowej zabrakło ziemniaków. I zamiast kartofli kilka razy w tygodniu na obiad była… kasza. Trwało to około miesiąca. Niektórzy od tego czasu stali się smakoszami kaszy. Wśród nich był też podchorąży, którego uczył jeść kaszę dowódca dywizjonu. 
 ______________________________________________________________
 


Rok 1970. Poligon toruński. Praca w kuchni. Po lewej stronie, z chochlą, pchor. Tadeusz Błażejewski. 
Dalej, kolejno, podchorążowie: Antoni Szczepaniak, Marian Dróżdż, Jan Dąbrowski.


Poligon toruński, rok 1970. Przerwa obiadowa. Na dole po lewej pchor. Antoni Hypś, za nim pchor. Bernard Szczepaniak, obok w mundurze kpr. pchor. Tadeusz Błażejewski, a z tyłu pchor. Jan Michalski.  

W czasie któregoś obiadu, dowódca 1 dywizjonu podchorążych podpułkownik Włodzimierz Laryś zaobserwował, że podchorążowie nie jedzą zupy (tłuste menażki trudno było na poligonie domyć piaskiem). Zachęcał ich więc na swój sposób:

„… Cholera jasna, bierzcie przykład ze mnie, ja zawsze jem zupę i dzisiaj mój żołądek trawi nie tylko sardynki, ale i puszkę po sardynkach, do kotła maaarsz….” – 

Poskutkowało?! Podchorążowie z uśmiechem, … poszli po zupę.

======================================================================================

 DOKŁADKA  Z  ... CHLEBA

Na drugim roku, w ramach letniej szkoły ognia, przez tydzień podchorążowie obozowaliśmy w ziemiankach opodal słynnego wzgórza „Sypka”. Posiłki przywoził i wydawał szef baterii starszy ogniomistrz sztabowy Kostuń. Po całodziennych ćwiczeniach na wolnym powietrzu apetyty bardzo wszystkim dopisywały. 

Podczas jednego z obiadów na kontrolę obozowiska gazikiem przyjechał zastępca dowódcy dywizjonu ds. politycznych major Smużyński. Warunki zakwaterowania i funkcjonowanie obozowiska nie wzbudziły w nim żadnych zastrzeżeń. Wydawanie obiadu przebiegało sprawnie i wszyscy w milczeniu, ale z wielkim apetytem pałaszowali swoje porcje. Nagle z kierunku kuchni polowej dobiegł energiczny głos (tak aby wszyscy słyszeli, a w szczególności kontrolujący):   

  Podchorążowie! Jeśli komuś mało i chce dokładkę, to proszę podchodzić!   – szef baterii wymachiwał zachęcająco chochlą. 

Słysząc te nawoływania kontrolujący wsiadł do gazika i odjechał w przekonaniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kilku podchorążych po zjedzeniu obiadu udało się po obiecaną dokładkę. Gdy wyciągnęli swe menażki w stronę wydającego posiłki, szef zamaszystym ruchem zamknął kocioł i krzyknął:

  Spier…lać!  Komu mało, niech sobie chlebem doj…bie”.
 ____________________________________________________________________________________


 
Stołówka poligonowa. Od lewej - podchorążowie Krzysztof Żbikowski, Tadeusz Pękala, Jerzy Pilch-Pilchowicz, Kazimierz Jarząbek, Krzysztof Wojtyniak, Zbigniew Warchoł, Tadeusz Chmieliński.
___________________________________________________________________________________________


1 komentarz:

  1. Pamiętam, że przy moim stoliku na stołówce koledzy bardzo wybrzydzali na "białe szaleństwo" czyli ser. Również nie cieszyła się wzięciem pieczeń wołowa, bo rzeczywiscie często była twarda jak podeszwa. Różnie też było z daniami rybnymi... Mnie to średnio przeszkadzało, wychudzonemu chłopakowi z biednej wsi podkrakowskiej...

    OdpowiedzUsuń