Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

04 kwietnia 2020

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #4

BESKID MAŁY 
                    Marzec 2014
          Skorzystaliśmy z przepięknej marcowej pogody i w krótkich odstępach czasu (niedziela, czwartek) poznaliśmy dwa nowe (dla nas) szlaki Beskidu Małego. Tutaj małe wyjaśnienie: Bielsko Biała rozdzielone jest rzeką Białą. Południowo-zachodnia część miasta opiera się o Beskid  Śląski, natomiast wschodnia o Beskid Mały. I jeszcze: historycznie Bielsko to Bielitz (w przeszłości żywioł niemiecki, żydowski i polski) plus przemysł włókienniczy a Biała to Bialla z przewagą żywiołu polskiego. Od bodaj 1951 roku Bielsko-Biała, tak na skróty. 
          Idziemy, najpierw spod zdewastowanej, aczkolwiek jeszcze do uratowania, drewnianej leśniczówki w Lipniku Górnym (przy drodze nr 52 do Krakowa) i wspięliśmy się na szczyt Gaiki a potem przez przełęcz U Panienki grzbietem do Hrobaczej Łąki (828 m npm.) z monumentalnym krzyżem na szczycie, widocznym z drogi krakowskiej gdy zbliżamy się nią do miasta. Śnieg i lód tam tylko już symbolicznie. Potem w czwartek poszliśmy z Ulą z Łodygowic dość długim podejściem na Czupel (933 m npm.) skąd mieliśmy widoki na znaną nam już górę Żar z elektrownią szczytowo-pompową i sztuczne zbiorniki wodne od Porąbki po Żywiec. Po drodze są tam zaciszne polany gdzie można wygrzewać się w przedwiosennym słońcu. Wracając trochę innym szlakiem przez wieś Bierną, natknęliśmy się na duże stado jeleni, ale nie zdążyliśmy tego uwiecznić na zdjęciu. W sumie zrobiliśmy circa 30 km podczas dwóch naszych "wypraw".

W 1884 roku w miejscu spalonej leśniczówki zbudowano bogato zdobiony dom myśliwski (Jagerhaus). Jest własnością Lasów Państwowych. Czyżby ta instytucja była aż tak biedna? 

"Mens sana in corpore sano".



Góra Żar z resztkami śniegu na stoku.



Diabelski Kamień przy szlaku na Czupel.  
           A dzisiaj już mamy załamanie pogody, ale łagodne, temperatura wcale nie zimowa, ale pada deszcz od wczoraj. Dobrze, bo gleba naprawę sucha i roślinność czeka na wilgoć a potem słońce. Słucham koncertów fortepianowych Mozarta nr 17 i 21 z tematem, który przewijał się w szwedzkim filmie "Elvira Madigan" z 1967 roku, opowiadający pogodną historię kochanków tancerki i oficera, ale z tragicznym finałem. Spróbuję wyszperać ten melodramat i zobaczyć jak to w dziewiętnastym wieku umierało się z miłości. A muzyka przepiękna. Kiedyś napisałem przyjacielowi, że chyba boska ręka prowadziła jego rękę jak pisał te koncerty, zresztą nie tylko te.  
          Mokra aura sprzyja duchowi. Byliśmy z Ulą po raz pierwszy w małym studyjnym kinie przy słynnej wytwórni filmów rysunkowych ("Bolek i Lolek" i inne). Tytuł był dla Uli odpychający ("Anioł Śmierci"), ale dała się namówić. Dobrze, dyskretnie jakby opowiedziana historia przez argentyńską reżyserkę Lucię Puenzo o życiu pod jednym dachem z Józefem Mengele plus uroki Patagonii. Zbrodniarzom tam osiadłym i hołubionym przez Juana Perona okolice Bariloche przypominały ojczyste krajobrazy alpejskie... Ucieszyło nas, że na sali było kilkanaście par bardzo młodych ludzi. Zatem, są niszowe filmy, jest opera, jest teatr i jest publiczność, która chce to oglądać.

                    
P.S. W marcu 2014 tak było, trochę słońca, to znów plucha i wtedy człowiek się rozmarzał przy muzyce albo szedł do kina. Teraz już kwiecień Anno Domini 2020 i zapowiada się ciepło, ale sytuacja nadzwyczajna, więc ogródek, albo przynajmniej balkon, jest dobrym rozwiązaniem. 


Marek Mars 

2 komentarze:

  1. Z przyjemnością śledzę cykl „Podróże kształcą”. Świetna, rzeczowa, telegraficzna narracja, bogactwo ilustracji i budujące wnioski z obserwacji tego co po drodze się działo. Doskonała odtrutka na aktualne, powszechnie zawirusowane tematy. Trzymajcie się zdrowo dzielni Wędrowcy i niech się Wam (nam wszystkim!) jak najszybciej otworzą drogi na kolejne wypady w świat szeroki ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy okazji można dodać, że Czupel wchodzi w skład Korony Gór Polski, którą warto mieć w swoim turystycznym dorobku.

    OdpowiedzUsuń