Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

27 kwietnia 2020

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #6

ŁYSINA

Kwiecień 2014

          W ramach poznawania południowej części województwa śląskiego odkryliśmy wioskę i górę o tej samej nazwie - Łysina - niedaleko Żywca przy drodze do Suchej Beskidzkiej. Wieś zajmuje południowe stoki szczytu góry, znanego też jako Ścieżków Groń (770 m npm.). Historia wsi sięga XV wieku i jak większość miejscowośći Żywieczczyzny związana jest z rodem Komorowskich. Wyszukaliśmy jak zwykle trochę pamiątek z przeszłości: stare rozwalające się chaty, figurki z piaskowca... Wąska asfaltówka prowadzi do samej Łysiny i dalej do ciekawego skalnego uroczyska Zamczysko. Warto tam zajrzeć. Stosunkowo bogaci emerytowani górnicy kupują tutaj działki i budują swoje całoroczne domy z widokiem na pasma Babiej Góry i Pilska.

W środku oprócz figurki i obrazów jest nawet miejsce na ławeczkę
 do ewentualnej modlitwy czy rozmyślań.
Schowała się przed dzikami czy co?

Sic transit gloria mundi...*

"Zamczysko"



W XVIII w. odkryto na tej górze małe pokłady srebra.







Były tu kiedyś jakieś ścieżki gdzie lud modlił się do swoich świętych.


We wsi jest 12 figurek i kapliczek.


Coś można jeszcze odczytać...


*(I) tak przemija chwała (tego) świata... /łac./


Marek Mars


16 kwietnia 2020

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #5

O CZYM ROZMYŚLAŁEM NA ZBOCZACH KLIMCZOKA

Marzec 2014


          Wiosna w zagościła już w Beskidach i chyba nie będzie niespodzianek jak w zeszłym roku. 
W lesie jeszcze tego nie widać tak bardzo, ale uważne oko dojrzy wszechobecne nabrzmienia pąków, pączków i kwiaty. W naszym małym ogródku nie odmówiłem sobie przesadzeń (po błędach popełnionych w poprzednich sezonach) i nowych nasadzeń. Przecież musiałem znaleźć miejsce dla purpurowej buddlei przyciągającej zapachem motyle. Wcisnąłem też jaśmin Stefana (różowy) - tego nie znałem wcześniej, ale myślę, że też ciekawy jak ten znany mi żółty, nagokwiatowy, kwitnący zresztą w zimie... Oczywiście, jaśmin to nie jaśminowiec. 

          Mamy spokój, ale u naszych sąsiadów na Ukrainie wielka niepewność. Czy Rosja zadowoli się Krymem? Wiadomo, że Obama, Cameron, Merkel i inni przywódcy cywilizowanego i sytego świata nie zrobią raczej więcej ponad pogróżki i rezolucje. Polska zachęca do jakiegoś czynu i już to wystarczy żebyśmy mieli z Rosją przechlapane na długo. Na pewno poniesiemy jakieś koszty ekonomiczne tego zaangażowania. Mam nadzieję, że odwaga polskiego rządu wyjdzie nam w dłuższej perspektywie jednak na dobre. Szkoda, że tak się to potoczyło.

           A tak chciałoby się pojechać na Ukrainę, jak dwa lata temu, bezpiecznie, radośnie i sentymentalnie. O Moskwie nie wspomnę, mam tam kolegę, muszę go zapytać co się zmieniło w tym mieście po zrywie Ukraińców na Majdanie. Sam mi opowiadał, że najbezpieczniej to tam nie jest.

          Spotkaliśmy na szlaku niespodziewanie radzieckie auto (można przenocować...). Pomyśleć, że na polskich drogach rzadko widzimy auta "made in USSR/Russia". Widuje się zabytkowe jeszcze wołgi, moskwicze, kamazy na budowach i niewiele więcej. Chociaż kamazy widziałem zupełnie nowe w kilku miejscach na budowach dróg, a wię jest kontynuacja.

Łada Niwa była ongiś poszukiwanym autem przez leśników i pracowników PGR-ów.

Marek Mars

09 kwietnia 2020

WIELKANOC 2020



Koleżanki, Koledzy
Sympatyczki i Absolwenci!

Zbliżają się Święta Wielkanocne.
Przyjdzie nam spędzić je w tak ekstremalnych warunkach.

Dlatego pragnąłbym złożyć Wam Kochani świąteczne życzenia.
Niech te piękne wiosenne pełne uroku dni będą wolne od wszelkich zmartwień. 
Mimo ograniczeń - spędźcie je w zdrowiu i rodzinnej atmosferze.
Pragnę aby udzieliła się i tchnęła w Was pogoda ducha i subtelna, tak oczekiwana radość świętowania.
Nadzieja, optymizm i cierpliwość niech Was Kochani nie odstępuje.
Będzie dobrze. Dużo rozwagi. 
Trzymajcie się.

W imieniu własnym oraz Kolegów redagujących naszą stronę
„Wirtualnego Klubu Absolwentów i Sympatyków
  40 Promocji WSOWRiArt”.

  Tadeusz Chorbot



07 kwietnia 2020

Z PAMIĘTNIKA PODCHORĄŻEGO 40 PROMOCJI


Jacek Tomczak                                                                     
fragm. z książki pt. 44 pluton
                                       
Chwile grozy na placu Rapackiego



W trakcie czteroletnich studiów w WSOWR  i Art. nie uniknęliśmy też sytuacji niewiarygodnych, chociaż bliższe prawdy byłoby powiedzenie dramatycznych.  Ta o której chcę teraz opowiedzieć zakończyła się szczęśliwie, chociaż nie wiele brakowało, by doszło do katastrofy o nieobliczalnych skutkach.

Byliśmy na IV roku studiów a przed sobą mieliśmy egzaminy państwowe  m.in .strzelanie z 82 mm moździerzy*. Nasz pluton wyznaczono do przewozu amunicji. Latem 1973 roku, w którąś słoneczną sobotę (wówczas wszystkie soboty w kraju były pracujące), otrzymaliśmy zadanie przetransportowania amunicji do szkoły. Podzielono nas na trzy drużyny: załadowczą w magazynach garnizonowych na Rudaku**, wyładowczą na terenie szkoły i transportową. Ja trafiłem do grupy transportowej, którą dowodził Łysy. Do dyspozycji przydzielono nam pięć zisów, którymi mieliśmy zwieźć granaty moździerzowe.

Sobota nie sprzyjała takiej pracy, bo wiązało to się z wyjściem na przepustki, toteż chcieliśmy jak najszybciej uporać się z transportem. Załadunek skrzyń, to w miarę bezpieczne zajęcie, jedynie nadwyrężające siły. I pewnie to wszystko złożyło się na pomysł, by do maksimum skrócić czas załadunku i transportu. Pojazdy były bez plandek a skrzynie z amunicją należało obowiązkowo załadować tylko do poziomu burt skrzyni ładunkowej. Ale taki sposób załadunku wiązał się z kilkakrotnym wahadłem transportowym. A nam śpieszno było na przepustki. I wtedy, ktoś wpadł na pomysł, by skrzynie z amunicją załadować o dwa poziomy wyżej i w ten sposób zaoszczędzić kilka kursów. Wydawało nam się to logiczne. Z drugiej strony wymagało od kierowców nadzwyczaj ostrożnej jazdy. W innym przypadku wystające nad poziom burt skrzynie, w każdej chwili mogły by spaść na ziemię, a wtedy…lepiej nie myśleć. I szkoda, że nikt wówczas o tym nie pomyślał!

Załadowane ponad normę wozy ruszyły w kierunku szkoły. Dochodziła 14., gdy kolumna ciężarówek zbliżała się do placu Rapackiego. Popularny ,,Rapak’’ to centralny punkt Torunia, przy którym znajdowała się wówczas siedziba władz miasta (obecnie marszałka województwa), Teatr im. Horzycy i popularny hotel. Był to czas, gdy dziesiątki ludzi zmierzały po pracy do domów, a drugie tyle oczekiwało na przystankach komunikacji miejskiej. Jechałem w kabinie czwartego w kolejności samochodu. Podjechaliśmy do świateł sygnalizatora ulicznego na głównym skrzyżowaniu. Pierwsze dwie ciężarówki przejechały przez skrzyżowanie bez kłopotów. Kierowca trzeciego wozu już nie zdążył, raptownie zahamował. I wówczas…

      Jak w zwolnionym filmie, widzę jeszcze dziś spadającą z ciężarówki na bruk amunicję. Z rozbitych skrzyń potoczyły się po jezdni granaty moździerzowe. Jedne utkwiły na torowiskach tramwajowych, inne przy krawężniku. Zasłoniłem odruchowo twarz rękoma. Wiedziałem, że istniało duże prawdopodobieństwo uzbrojenia się zapalników, bowiem amunicja spadła z dużej wysokości. W każdej chwili mógł nastąpić wybuch. Z tych dramatycznych rozważań wyrwał mnie donośny głos Łysego.

- Z samochodów k… - krzyknął.

Witek nigdy nie przeklinał ale w tak ekstremalnej sytuacji nie było miejsca na konwenanse. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, co by było, gdyby zadziałał chociaż jeden zapalnik!

- Zbierać mi to wszystko i to szybko – rozkazał. Sam dał przykład usuwając granaty oraz fragmenty skrzyń z jezdni.

Myślę, że uprzątając, wówczas jezdnię modliliśmy się do Wszechmogącego, by żaden granat nie eksplodował w ręku. W ciągu kilku minut po całym zdarzeniu nie było śladu. Tylko nieliczni przechodnie zorientowali się w powadze sytuacji, jaka miała miejsce chwilę wcześniej na ,,Rapaku’’. My zaś, po uprzątnięciu pl. Rapackiego, odjechaliśmy w kierunku szkoły.

Na rozmyślania przyszedł czas dopiero później. Niektórym z nas odechciało się nawet tego dnia wyjścia na przepustkę. Mieliśmy bowiem świadomość do jakiej tragedii mogła by doprowadzić nieprzemyślana decyzja przeładowania pojazdów. Obawy o uzbrojonej amunicji pozostały jednak do końca, bowiem później, podczas strzelań z moździerzy dochodziło do zabawnych sytuacji. Po komendzie ,,wystrzał” i informacji przez radiostację od oficera ogniowego ppor. Michała Kryna, że pocisk ,,koziołkuje’’, wszyscy jak jeden mąż padaliśmy na ziemię, by ewentualnie zminimalizować skutki przedwczesnego wybuchu pocisku. Tor lotu granatów moździerzowych przebiegał, bowiem nad naszymi głowami. Wzbudziło to z jednej strony zdziwienie, z drugiej zaś oburzenie prowadzącego strzelanie płk Zbigniewa Łuczyńskiego.

- Panowie podchorążowie, co za wstyd. Przecież już niedługo będziecie oficerami. Co wy wyczyniacie? – dziwił się pułkownik.
- Proszę natychmiast powstać z ziemi i zaprzestać tego cyrku! – napominał.

Gdyby wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się wcześniej na placu Rapackiego, zapewne wstrzymałby strzelania z tej partii amunicji. Ale ani on, ani nikt inny, o tej historii nigdy się nie dowiedzieli.

Nieco inny przypadek, ale też mogący mieć poważne konsekwencje, wydarzył się podczas strzelań z haubic. Przez roztargnienie amunicyjnego oddano strzał na pełnym, ładunku zamiast na ładunku pierwszym. Dowódcą działa był wówczas Andrzej Łętkowski a jego obsługę stanowili podchorążowie.

I tu parę słów wyjaśnienia. Do 122 mm haubic używana była amunicja dzielona, czyli działo ładowano najpierw pociskiem, potem dodawano łuskę z odpowiednim ładunkiem prochu. W zależności od ładunku należało ująć lub dołożyć woreczki z prochem. Standardowo w łusce był pełny ładunek prochu, więc amunicyjny powinien ująć proch. Nie uczynił tego i oddano strzał na ładunku pełnym. Pocisk poleciał więc dalej, niż przekazano to w komendzie strzelającego. Doświadczony wykładowca, który był odpowiedzialny za strzelania po odrzucie działa zorientował się, że coś poszło nie tak. Spojrzał na mapę i przywołał Andrzeja.

- Walnęliście w nasyp kolejowy podchorąży – powiedział zdenerwowany. Wsiadł do gazika i pomknął w kierunku pola ognia.

W tym czasie przez poligon przebiegała jednotorowa linia kolejowa, po której kursowały pociągi osobowe. Pułkownik długo nie musiał szukać. Po chwili poniżej nasypu odnalazł niewielki lej po pocisku. Znów dopisało nam szczęście. Mniej szczęścia mieli za to koledzy z pechowego działonu, bo upłynęło sporo czasu zanim wykładowca zmienił im oceny z przedmiotu zwanego działoczyny.


__________________________________________________________________________________________________________________
* moździerz – rodzaj prostego działa strzelającego stromotorowo
** Rudak – dzielnica Torunia    

06 kwietnia 2020

ŁADOWANIE "KRABA"

Żartujemy sobie nieraz z „Boga Wojny”, może nie tyle z samej idei co własciwie z różnych rzeczy i okoliczności związanych z naszym fachem. Dostaje się też i naszemu „Krabowi” od czasu do czasu przy okazji klubowych spotkań i nie tylko. Czas więc może na chwilę zastanowienia na poważniejszą nutę, żeby nie wypadać z obiegu zwłaszcza w tematach z naszego podwórka. Artyleria wprawdzie już nam chleba bezpośrednio nie daje, ale chcemy czy nie jest ona naszą przeszłością. Warto więc przez chwilę zastanowić się nad tym w jakich okolicznościach przyszło naszym następcom zmagać się z artyleryjską rzeczywistością.  Moje dywagacje nie są bezpodstawne, znam takich artylerzystów z naszej promocji (I nie będę tu wskazywał palcem), którzy nie widzieli jeszcze „na żywo” naszej samobieżnej haubicy.  Zatem „ładujemy kraba” na naszą internetową stronę i zapraszamy do ciekawego artykułu, którego autorem jest Tadeusz Chiniewicz.
                                                                                                                                                                                            Admin.
_______________________________________________________________________________________________________________

WYZNACZNIKI ROZWOJU WRiA

Artykuł niniejszy jest zbiorem wyników analiz z użycia wojsk rakietowych i artylerii we współczesnych operacjach oraz możliwości ich modernizacji, głównie w kontekście perspektyw rozwoju Sił Zbrojnych RP, ukierunkowanych na doskonalenie zdolności operacyjnych do realizacji zadań w wymiarze narodowym i sojuszniczym. Do  opracowania wykorzystano głównie materiały Kierownictwa WRiA Wojsk Lądowych oraz wydawnictwa i foldery udostępnione w czasie MTPO w Kielcach.

Artyleria samobieżna nadal jest jednym z najważniejszych składowych wsparcia ogniowego, które powinno cechować się skutecznością - w tym precyzją rażenia, terminowością, automatyzacją wszystkich procesów i odpornością na oddziaływanie przeciwnika. Kierunki rozwoju sprzętu wojskowego, w tym uzbrojenia WRiA pozostają w ścisłej zależności od trafnego przewidywania przyszłych zagrożeń i środowiska operacyjnego oraz dostępu do najnowocześniejszych technologii. Możliwości rozwoju WRiA są również zależne od realnych możliwości finansowych państwa, zwłaszcza w kontekście koszt – efekt, a ponadto kierunki te determinują: Strategia Bezpieczeństwa Narodowego i Doktryna Wojenna oraz wymagania sojusznicze, w tym zadania wynikające z uczestnictwa SZ RP w operacjach sojuszniczych. Do planowania dalszego rozwoju (modernizacji) WRiA uwzględnia się wymienione potrzeby i wyznaczniki oraz ocenę aktualnego stanu tych wojsk, w tym głównie ich zdolności w poszczególnych podsystemach: rozpoznania, dowodzenia i rażenia.

Uwzględniając obecną strukturę organizacyjną i posiadane uzbrojenie ocenia się, że WRiA główne możliwości rażenia celów (udziału w połączonym wsparciu ogniowym) mają na głębokość ok. 15 – 17 km, a przy użyciu niektórych pocisków rakietowych na głębokość do ok. 25 – 30 km od linii styczności wojsk. Łatwo dostrzec, że dowódca operacyjny ma bardzo ograniczone możliwości oddziaływania na przeciwnika w głębi operacyjnej, a powstająca  tzw. strefa bezkarności przeciwnika umożliwia sukcesywne rażenie wszystkich elementów naszego ugrupowania bojowego bez angażowania w walkę swoich oddziałów pancernych i zmechanizowanych. W tym przypadku głównym aspektem ograniczającym możliwości WRiA w operacji jest donośność poszczególnych środków ogniowych.

Połączone wsparcie ogniowe jest skoordynowanym i zintegrowanym użyciem systemów broni w celu osiągnięcia zakładanych efektów w stosunku do celów naziemnych, stosowane w celu wsparcia szerokiego spektrum działań lądowych. Obejmuje integrację ognia pośredniego i innego rodzaju efektów, aby wpływać na siły przeciwnika, jego funkcje walki i infrastrukturę.

Uwzględniając konieczność zwiększania zdolności WRiA do rażenia celów w poszczególnych strefach działań należy dążyć do:

  • Rażenia większości celów przewidzianych dla artylerii w taktycznej strefie działań  (szczególnie panować nad   artylerią przeciwnika).
  • Rażenia większości celów pierwszej kolejności rażenia w operacyjnej strefie działań oraz  rażenia części celów drugiej kolejności rażenia.
  • Rażenia większości celów pierwszej kolejności rażenia w operacyjnej strefie działań.

Wizjonerzy tworzenia systemów walki dostrzegli w końcu ubiegłego wieku dość znaczący zastój w rozwoju samobieżnych systemów artyleryjskich. Działania na Ukrainie i w Syrii jednoznacznie wskazują na potrzebę posiadania takich środków walki. Samobieżna artyleria stosująca nowoczesną amunicję posiada zdolności operacyjne do wykonywania dużego i szybkiego zakresu zadań ogniowych w rzeczywistym czasie (z marszu) oraz jest bardzo mobilna w każdym terenie (wychodzenie spod uderzenia środków rażenia przeciwnika) – takiej artylerii nam potrzeba. Artyleria nadal jest systematycznie unowocześniana i musi spełniać nowe uwarunkowania i wyzwania operacyjne.

Po częściowym przestoju na przełomie XX i XXI wieków w rozwoju nowoczesnej artylerii samobieżnej w Siłach Zbrojnych RP dostrzeżono ten brak (błąd) i rozpoczęto intensywne prace badawczo – rozwojowe i wdrożeniowe na potrzeby doposażenia naszej armii. Obecnie wprowadzane są takie środków walki jak: 155 mm hs KRAB, 122 mm WR-40 LANGUSTA, 120 mm moździerze samobieżne RAK oraz PPK SPIKE.  Zawansowane są prace nad pozyskaniem amunicji specjalnej i precyzyjnego rażeni oraz wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych o zasięgu ok. 300 km. Cechą charakterystyczną tych działań jest kompleksowość i modułowość poszczególnych systemów ogniowych. Sukcesywne wprowadzanie do uzbrojenia WRiA nowoczesnych dywizjonowych modułów artylerii lufowej i rakietowej oraz kompanijnych modułów 120 mm moździerzy samobieżnych stwarza możliwość stopniowego wycofywania z uzbrojenia SZ RP dywizjonów 122 mm HS 2S1.


Najważniejszym systemem ogniowym obecnie wdrażanym w artylerii jest haubica samobieżna KRAB (Rys. 1) przeznaczona do niszczenia systemów rakietowych, baterii artylerii i rakiet przeciwlotniczych, stanowisk dowodzenia, węzłów łączności i umocnień terenowych, pododdziałów zmechanizowanych i zmotoryzowanych w głębi ugrupowania przeciwnika, śmigłowców na lądowiskach, innych ważnych obiektów zaplecza (logistyka, infrastruktura).



  Rys. 1.  155 mm samobieżna haubica na podwozie gąsienicowym KRAB




 Możliwości ogniowe pojedynczej nowoczesnej haubicy samobieżnej byłyby znacznie ograniczone bez właściwego zabezpieczenia jej działań w całościowym systemie pola walki. Ta zależność powoduje, że obecnie prowadzone są działania modernizacyjne mające na celu tworzenie nowoczesnych – uniwersalnych modułów ogniowych doskonalonych w kompleksowym systemie szkolenia, składających się z:


  • platform ogniowych (różnego uzbrojenia i systemów ogniowych),
  • podsystemu dowodzenia i kierowania,
  • podsystemu rozpoznania, w tym bezpilotowych samolotów rozpoznawczych,
  • podsystemu zabezpieczenia logistycznego, głównie sprzętu mobilnego.


Obecnie wdrażane modułowe podejście do modernizacji uniwersalnych modułów artylerii (ogniowych) przedstawiono na Rys. 2.  



Pojedyncze haubice KRAB oraz siły i środki pozostałych podsystemów umożliwiły tworzenie większych jednostek (modułów) organizacyjnych artylerii (plutony, baterie, dywizjony). Obecnie z nowoczesnych samobieżnych haubic tworzone są dywizjonowe moduły ogniowe 155 mm samobieżnych haubic REGINA. Istnieje możliwość dowolnej konfiguracji struktury modułu w zależności od potrzeb pola walki.

Przykładowy dywizjonowy moduł ogniowy 155 mm samobieżnych haubic REGINA dla wykorzystania jego pełnych możliwości ogniowych w swoim składzie organizacyjnym powinien posiadać (43 elementy - haubice, wozy dowodzenia i dowódczo – sztabowe oraz rozpoznania, stacje: meteo, wysuniętych obserwatorów i BSR, pojazdy transportowe i zabezpieczenia technicznego oraz ewakuacji  medycznej):

  • baterię dowodzenia (pluton łączności, pluton topograficzno – rozpoznawczy, pluton ochrony i regulacji ruchu, drużyna zabezpieczenia,
  • 3 baterie haubic samobieżnych (w baterii: drużyna topograficzno – rachunkowa, po 2 plutony ogniowe w składzie 4 haubice, pluton zabezpieczenia),
  • kompanię logistyczną (pluton transportowy, w tym 16 wozów amunicyjnych, pluton remontowy, drużyna zabezpieczenia),
  • zespół ewakuacji medycznej (3 grupy ewakuacji medycznej, sala opatrunkowa).


Twórcy teorii walki i jej praktycy – dowódcy, zgodnie wskazują na konieczność uzyskiwania w działaniach bojowych przewagi ogniowej. Nadal uważa się, że  ogień to podstawowy element walki, który stanowi jedną z zasadniczych składowych siły bojowej wojsk umożliwiającej rażenie przeciwnika. Ogień wywiera istotny wpływ na formę i treść walki, kształtuje poziom strat ponoszonych przez przeciwnika. Stwierdza się, że ogień jest elementem sprzęgającym i wszechogarniającym działania bojowe wojsk, stąd walka w swej istocie staje się walką ogniową.

Reasumując, należy stwierdzić, że dokonujące się przezbrajanie wojsk rakietowych i artylerii uwzględnia obecne teorie i potrzeby współczesnych operacji oraz potwierdza znaczenie artylerii w działaniach wojennych wyrażone przez Napoleona Bonaparte „…artyleria ogniem zdobywa teren, piechota go tylko zajmuje …”.
___________________________________________________________________________________________________

                                                                                                                                                                      Tadeusz Chiniewicz

04 kwietnia 2020

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #4

BESKID MAŁY 
                    Marzec 2014
          Skorzystaliśmy z przepięknej marcowej pogody i w krótkich odstępach czasu (niedziela, czwartek) poznaliśmy dwa nowe (dla nas) szlaki Beskidu Małego. Tutaj małe wyjaśnienie: Bielsko Biała rozdzielone jest rzeką Białą. Południowo-zachodnia część miasta opiera się o Beskid  Śląski, natomiast wschodnia o Beskid Mały. I jeszcze: historycznie Bielsko to Bielitz (w przeszłości żywioł niemiecki, żydowski i polski) plus przemysł włókienniczy a Biała to Bialla z przewagą żywiołu polskiego. Od bodaj 1951 roku Bielsko-Biała, tak na skróty. 
          Idziemy, najpierw spod zdewastowanej, aczkolwiek jeszcze do uratowania, drewnianej leśniczówki w Lipniku Górnym (przy drodze nr 52 do Krakowa) i wspięliśmy się na szczyt Gaiki a potem przez przełęcz U Panienki grzbietem do Hrobaczej Łąki (828 m npm.) z monumentalnym krzyżem na szczycie, widocznym z drogi krakowskiej gdy zbliżamy się nią do miasta. Śnieg i lód tam tylko już symbolicznie. Potem w czwartek poszliśmy z Ulą z Łodygowic dość długim podejściem na Czupel (933 m npm.) skąd mieliśmy widoki na znaną nam już górę Żar z elektrownią szczytowo-pompową i sztuczne zbiorniki wodne od Porąbki po Żywiec. Po drodze są tam zaciszne polany gdzie można wygrzewać się w przedwiosennym słońcu. Wracając trochę innym szlakiem przez wieś Bierną, natknęliśmy się na duże stado jeleni, ale nie zdążyliśmy tego uwiecznić na zdjęciu. W sumie zrobiliśmy circa 30 km podczas dwóch naszych "wypraw".

W 1884 roku w miejscu spalonej leśniczówki zbudowano bogato zdobiony dom myśliwski (Jagerhaus). Jest własnością Lasów Państwowych. Czyżby ta instytucja była aż tak biedna? 

"Mens sana in corpore sano".



Góra Żar z resztkami śniegu na stoku.



Diabelski Kamień przy szlaku na Czupel.  
           A dzisiaj już mamy załamanie pogody, ale łagodne, temperatura wcale nie zimowa, ale pada deszcz od wczoraj. Dobrze, bo gleba naprawę sucha i roślinność czeka na wilgoć a potem słońce. Słucham koncertów fortepianowych Mozarta nr 17 i 21 z tematem, który przewijał się w szwedzkim filmie "Elvira Madigan" z 1967 roku, opowiadający pogodną historię kochanków tancerki i oficera, ale z tragicznym finałem. Spróbuję wyszperać ten melodramat i zobaczyć jak to w dziewiętnastym wieku umierało się z miłości. A muzyka przepiękna. Kiedyś napisałem przyjacielowi, że chyba boska ręka prowadziła jego rękę jak pisał te koncerty, zresztą nie tylko te.  
          Mokra aura sprzyja duchowi. Byliśmy z Ulą po raz pierwszy w małym studyjnym kinie przy słynnej wytwórni filmów rysunkowych ("Bolek i Lolek" i inne). Tytuł był dla Uli odpychający ("Anioł Śmierci"), ale dała się namówić. Dobrze, dyskretnie jakby opowiedziana historia przez argentyńską reżyserkę Lucię Puenzo o życiu pod jednym dachem z Józefem Mengele plus uroki Patagonii. Zbrodniarzom tam osiadłym i hołubionym przez Juana Perona okolice Bariloche przypominały ojczyste krajobrazy alpejskie... Ucieszyło nas, że na sali było kilkanaście par bardzo młodych ludzi. Zatem, są niszowe filmy, jest opera, jest teatr i jest publiczność, która chce to oglądać.

                    
P.S. W marcu 2014 tak było, trochę słońca, to znów plucha i wtedy człowiek się rozmarzał przy muzyce albo szedł do kina. Teraz już kwiecień Anno Domini 2020 i zapowiada się ciepło, ale sytuacja nadzwyczajna, więc ogródek, albo przynajmniej balkon, jest dobrym rozwiązaniem. 


Marek Mars