Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

11 października 2020

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #17

 CARMEL


Maj 2015

         Niedaleko Monterey (wspominane w odcinku #10) są piękne budynki misji franciszkańskiej. Misja w Carmel  została założona przez ojca Junipero Serrę, który rozpoczął pracę misyjną w 1749 roku. Takich misji powstało wiele i trzeba by wiele czasu poświęcić żeby je odwiedzić w samej tylko Kalifornii a przecież południowa część półwyspu to też Kalifornia, ale już należąca do Meksyku. Jednym z głównych zadań misji było nawracanie na chrześcijaństwo Indian czyli tutejszych rdzennych mieszkańców, których w Kalifornii było około 100 tysięcy przed przybyciem Europejczyków.  W 1602 roku Hiszpanie zawładnęli okolicami Monterey. Potrzebowali dogodnych miejsc do zbudowania portów morskich (San Francisco, Monterey) i ciągle powiększali swoje terytorium. Z Indianami wyszło paskudnie a Hiszpania i potem Meksyk nie utrzymały tego terytorium. Teraz Carmel to urocze miasteczko nad oceanem. Przyciąga turystów i pielgrzymów (Jan Paweł II). Jest też to miasteczko "drogą miejscówką" nawet dla Amerykanów. Clint Eastwood był tutaj burmistrzem! Są tu ładne kawiarnie i restauracje z "duszą" jak w Sopocie czy Krakowie a czas płynie jakby wolniej, nie czuje się tu korporacyjnego pośpiechu takiego jak w SF czy LA. W San Francisco i okolicach mają swoje siedziby przecież Apple, Google, Microsoft, Tesla i inne giganty, zaś Los Angeles to przemysł filmowy i NASA w Pasadenie. W Carmel natomiast dominuje spokój. Wielu słynnych i bogatych Amerykanów mieszka tutaj gdzie w pobliżu nie ma nawet autostrady. 

          Znalazłem sporo zdjęć sprzed ponad 5 lat i z rozrzewnieniem wspominam tamten czas. Jeżeli macie ochotę wirtualnie przenieść się za ocean, to zachęcam do obejrzenia zdjęć.

Ula z kolezanką Anią z San Mateo (South San Francisco). W kawiarni też trzeba dobrze wyglądać, bo a nuż jakiś kowboj się nawinie i postawi whisky... 

 

Od czegoś trzeba zacząć.

Poczciwy 2CV, garbusy też mają tu wzięcie.



Sklepienie robi wrażenie.




Ten franciszkański kościół misyjny jest wyjątkowo duży. Cały kompleks to kilka budynków: muzeum i siedziba organizacji charytatywnych.

To tutaj normalność.

Stary warsztat - zabytek.



Można wystroić się na kowboja.

W wielu miejscach przypominają, że Clint Eastwood był w Carmel burmistrzem.


Oceaniczny połów.



W Carmel zwróciliśmy uwagę na fakt, że domy i ogrody nie mają płotów ani jakichś murów, jak często u nas, a przecięż są to bogate rezydencje, wchodzi się do nich prosto z ulicy, ale skoro Eastwood był burmistrzem...

***

Post scriptum

Mamy epidemię i większość z nas zawodowo już nie udziela się, więc wydawałoby się, że jest wyjątkowo dużo czasu na to aby zajrzeć do zjazdowego bloga i zostawić dwa zdania od siebie. Jednak nie, jest tak jak poprzednio, to znaczy jak przed erą obecnego bloga o czym świadczy tamten, jeszcze dostępny, dziennik pokładowy, gdzie wypowiedziało sie raptem kilku zjazdowiczów. Próbowałem imiennie zwracać się do koleżeństwa i przypomnieć, że istniejemy teraz w dogodniejszej formie i każdy może tutaj zostawić swoje przemyślenia, ale odzew jest mizerny. Wydaje mi się też , że wielu z nas nie przejawia aktywności w mediach społecznościowych (mało kto polemizuje z nawiedzonymi internautami za wyjątkiem Tadka Pisza, Jurka Pilcha-Pilchowicza czy innych, ale nie z naszej promocji). Mało kto posługuje się środkami komunikacji jak WhatsApp czy Messenger itd., więc ta forma kontaktów i aktywności, czyli blog, jest dość prosta i wygodna, wystarczy kliknięcie. Tym bardziej, że nie spotkaliśmy się we wrześniu w Toruniu. Nie zrażam się jednak i publikuję choćby dla jednego czytelnika.


Cdn.

Marek Mars

2 komentarze:

  1. Twoje, Marku, post scriptum mocno „stawia do pionu” – i słusznie, nie pierwszy zresztą raz już wypowiadasz się w tej kwestii. Rzeczywiście bogatego życia towarzyskiego w tym blogu nie widać, a przecież wskaźnik odwiedzin strony pokazuje ponad 5000 wyświetleń…
    Przyznaję się bez bicia, że i ja przegapiłem Twoje dwa ostatnie wpisy (wrześniowy i październikowy). Liczyłem, że system mnie poinformuje o nowej aktywności na blogu ale tak się nie stało. Widocznie coś w ustawieniach trzeba zmienić.
    Zaczęło mi już brakować nowych kalifornijskich opowieści więc sprawdziłem „co jest grane” i … mam przyjemną niespodziankę  Przeczytałem z zainteresowaniem obie relacje i czekam na kolejne. Przy okazji uprzejmie donoszę, że z niemniejszym zainteresowaniem śledzę Twoje foto notatki z wędrówek po naszych rodzimych szlakach turystycznych, prezentowanych na Facebookowym profilu. Piszę o tym m.in. dla „szerszego nagłośnienia” tego wątku, ale czy tu ktoś czyta komentarze?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, Mietku. Wiem, że gros naszych kolegów nie przejawia aktywności w mediach społecznościowych. Ale mam grupę "wielbicieli", którzy niemal codziennie przysyłają mi, najczęściej na Messengerze, gotowe, wzięte z internetu obrazki i filmiki, kartki z życzeniami typu "wspaniałej niedzieli" itd. Przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza, chociaż wolałbym żeby czasem napisali coś od siebie. A najlepiej żeby byli obecni tutaj. Życzę zdrowia!

    OdpowiedzUsuń