KALIFORNIA DWA LATA PÓŹNIEJ
Sierpień 2017
NAD ZATOKĄ SAN FRANCISCO
Od czegoś trzeba zacząć żeby z dobrej strony przypomnieć sobie SF i Zatokę, więc trafiła się wystawa malarstwa z kapeluszami w roli głównej w Legion of Honor (muzeum na terenie ogromnego parku). Głównie Edgar Degas, ale też Renoir, Monet i inni. W parku można spędzić cały dzień i to będzie mało. Wiele pawilonów wystawowych, ogród botaniczny, rzeźby w plenerze, stawy/jeziorka. Stąd blisko do zatoki, nad którą można zobaczyć stare koszary, stanowiska artylerii. A bardziej na zachód oczywiscie słynny most z czerwoną kratownicą pod spodem.
Od północnej strony można dokładniej spojrzeć na konstrukcję The Golden Gate Bridge. |
Na spalonej słońcem ziemi, jeśli jest tylko trochę wilgoci, to mamy kwiaty, zwłaszcza w pobliżu zatoki. W miastach-satelitach SF roślinność jest nawadniana. Takie np. Walnut Creek powierzchniowo jest prawie tak duże jak nasze BB, ale ma tylko 70 tys. mieszkańców, bo przeważają parterowe domy z ogrodami i basenami.
Dzielnica chińska w SF. |
W Marinie San Leandro wędkarz złowił jadalnego rekina leopardowatego i potem go wypuścił...
Szop przeczekuje upał. |
Nie przypominam sobie żeby u nas o tej porze kwitły jakieś drzewa, a tutaj proszę: glicynia, jakby pomyliła pory roku. Kręcimy sie na razie po wokół Zatoki SF. Domy czyste i zadbane. W Walnut Creek i Concord zachowały się piękne dęby, na pewno starsze od tych miejscowości. Przy autostradach walają się jednak śmieci i części rozbitych aut. Szybko "odkryłem", że większość zamków, zwłaszcza w łazienkach, kręci się inaczej niż u nas, to znaczy żeby zamknąć trzeba w lewo... Może to ma jakiś związek z milami i stopami, do czego ciężko przywyknąć. W sklepach cena towaru na etykiecie to nie jest cena jaką płaci klient, przy kasie doliczają jeszcze podatek. Paliwo tańsze niż u nas, wtedy (rok 2017) to było circa 2,90 zł/litr, przeliczyłem, bo przecież u nich są galony...
Słynne "wyciory". |
Dość tego dobrego, jedziemy na północ. Po drodze Cottonwood, miasteczko ze starociami. W barze jemy meksykańskie krewetki w interesującej ostrej zupie podanej w wielkich kieliszkach. Osiagamy Redding w północnej Kalifornii (dla orientacji: na północy mamy Oregon a na wschodzie Nevadę) i stąd "atakujemy" Lassen Volcanic National Park.
LASSEN VOLCANIC NATIONAL PARK
Wulkaniczny park w północnej części stanu jest zorganizowany tak, że wjeżdżając autem uiszcza się opłatę i otrzymuje się dokładny plan, z którego pomocą odnajduje się ciekawe miejsca do zwiedzania czy też do górskiej wspinaczki na wulkan lub do kolorowych jeziorek albo siarkowych źródeł.
W sumie zrobiliśmy circa 20 km wchodząc na szczyt wulkanu, który ostatnią erupcję miał w 1915 roku. Jednocześnie byliśmy najwyżej jak do tej pory, bo na 3187 m npm. Wspinaczka jest dość łatwa, ale długa i prawie cały czas w otwartym terenie. Na szczycie, który jest rumowiskiem głazów i szeregu jakby mniejszych szczytów człowiek myśli co byłoby gdyby wulkan sie obudził. Teraz na wpół przysypany żwirem i skałami wyglada niegroźnie, ale jednak o ich naturze mało jeszcze wiemy. W wielu miejscach świata wciąż zaskakują ludzi. Na koniec powąchaliśmy siarki ze źródełka. Na zboczach wulkanu obserwowalismy zmagania narciarza, który starał się wykorzystać dużą połać twardego śniegu do zjazdu, Na szczycie, jak to na koronie wulkanu, oglądamy piękne kolorowe skały o różnym mineralnym zabarwieniu, Widoki z tej wysokości też są piękne. Widać wokół kawał północnej Kalifornii.
Te sympatyczne gryzonie na zboczach wulkanu czekają na smakołyki, którymi karmią je turyści. |
Takich miejsc gdzie można powąchać różne gazy z wnętrza ziemi jest w parku dużo. |
Widok z góry. |
![]() |
Cieszyliśmy się bardzo, że byliśmy tak wysoko przy dobrej pogodzie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz