Maj 2015
Trzy kalifornijskie parki narodowe za nami. Kontynuujemy objazd pasma Sierra Nevada od południa. Wjeżdżamy na autostradę stanową nr 99 w kierunku Los Angeles czyli na południe. Szukamy noclegu. Nie takie to proste. Przez kilkadziesiąt mil nie ma nic. Tutaj normą są skupiska co kilkadziesiąt mil. Wtedy masz wszystko: sklepy, motele, bary etc. Zakotwiczyliśmy w Bakersfield. Rano ruszamy przez Mojave. Większość pustyni zajmują poligony wojskowe, obserwatoria astronomiczne, kopalnie minerałów i obszary chronione.
Długi przejazd przez pustynię:
Produkcja energii elektrycznej.
Po zjeździe z autostrady w kierunku Death Vallley już tylko taka droga.
Osypujące się kolorowe skały.
Przerwa na posiłek. "Chłodzimy" silnik chryslera...
Wieki temu obecny teren USA zamieszkiwali Indianie, również tutaj. Plemię z Doliny Śmierci nazywa się Timbisha. Mają tutaj do dziś swoje rancho i jako obywatele amerykańscy z pomocą rządu federalnego gospodarują po swojemu. Pracowali przy nieczynnej już kopalni boraksu. Byli tutaj też Chińczycy z San Francisco. Boraks do dzisiaj jest cennym minerałem. Ta sól sodowa kwasu borowego ma szereg zastosowań do produkcji szkła, ceramiki, wybielaczy etc. Zatem, była tutaj kopalnia i szereg urządzeń uzdatniających. Boraks wywożono stąd na wozach ciągnionych przez muły. Nie było łatwo, bo trzeba było jeszcze przebyć pustynię Mojave (nazwa plemienia Indian) aby dotrzeć do cywilizacji...
Tą ścieżką szliśmy w 40-stopniowym upale do "Katedry". |
W takich zagłębieniach terenu występuje skąpa roślinność. |
Mamy niedosyt. Oglądamy jeszcze zamek Scotty'ego w północnej części pustyni, którego początek datuje się na 1922 rok. Skubaniec, myślimy sobie, znalazł tam wodę i zbudował sobie niezłe odosobnienie. Jest dwupiętrowa willa z "elementami zamku" niedaleko granicy z Nevadą. Walter E. Scott był słynnym hochsztaplerem, wpuścił w maliny biznesmena Johnsona, że tu jest złoto. Inwestycja spaliła na panewce i Johnson został z tą posiadłością na pustyni. Teraz jest własnością parku i stanowi atrakcję turystyczną. Nawet można przenocować.
Niedaleko zobaczyliśmy krater wulkanu, do którego oczywiście zdążamy jeszcze i ruszamy w długą drogę żeby zatankować, wskaźnik paliwa szaleje, nie wiemy ile mamy paliwa, na zewnątrz około 40 stopni, więc nie ryzykujemy i pędzimy na zachód czyli uciekamy z pustyni do pierwszej lepszej oazy z paliwem...
Jak na zamek przystało jest nawet wieża. |
Górka z widokiem na rancho. |
Maszyneria do pompowania wody. |
Krater wulkanu Ubehebe. |
Roślinność w solankach - dawnych jeziorach. |
Zabytki techniki z czasów kiedy pozyskiwano stąd różne minerały. |
Chińczycy pracują w kopalni odkrywkowej boraksu (plansza z muzeum na wolnym powietrzu).
Ładunek z boraksem ciągniony przez zespół 20 mułów.
A nawet dwie wieże... |
Ula na krawędzi wulkanu ...i radości! |
Mała burza piaskowa.
Jedno z bogatszych skupisk kaktusowatych w sercu tego pieca.
Wyjeżdżając z pustyni widzimy z oddali najwyższy szczyt Sierra Nevada Mount Whitney 4418 m npm. |
Cdn.
Marek Mars
Zadziwiające, jak kolorowa może być natura przy takim „niedostatku” roślinności i w dodatku, w kontekście nazwy Dolina Śmierci :-). Ciśnie mi się do uszu piosenka zespołu 2+1 "California mon amour" ...
OdpowiedzUsuńWspaniała wycieczka po mniej znanych zakątkach Kalifornii. Pozdrawiam i życzę dalszych tak interesujących podróży ... ;-)
OdpowiedzUsuń