Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

29 marca 2021

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #22

UTAH


ZION NATIONAL PARK

BRYCE NATIONAL PARK

ARCHES NATIONAL PARK

CANYONLANDS NATIONAL PARK

Popatrzmy na mapę. W lewym dolnym rogu widać autostradę I-15, którą przyjechaliśmy z Las Vegas do Cedar City już w stanie Utah i stąd zwiedzaliśmy Zion i Bryce. Dalej tą samą drogą w kierunku stolicy stanu Salt Lake City (jest to światowa stolica Mormonów), ale podarowaliśmy sobie to miasto i odbiliśmy na wschód niesłychanie malowiczą 70-ką aż do Green River skąd jeździliśmy zwiedzać Arches i Canyonlands. A potem na południe drogą 191 i 160 do Arizony! Zaznaczyłem powierzchnię i zaludnienie tych stanów żeby porównać z Kalifornia i Polską.

Na przykładzie parku Bryce skopiowałem z folderu zwierzynę, którą tam można spotkać.


*****
A tutaj te, które udało nam się sfotografować:





*****

Zatem, w drogę!

Październik 2017

Zdałem sobie sprawę z faktu, że wspomnienie to zawiera bardzo dużo zdjęć, więc będziecie mieć Państwo może jakiś z tym kłopot. Zauważyłem to post factum i w związku z tym dokładniej obrazki przypisałem do parków i miejscowości.

Po drodze takie kontrasty.

Na niektórych parkingach było tłoczno.


ZION

Zion National Park w stanie Utah. Zion czyli Syjon, tak nazwali to miejsce Mormoni. Cały czas towarzyszą nam kolory czerwono-brązowowo-czekoladowe, czasem odcień kawy z mlekiem monumentalnych ścian kanionu rzeki Dziewiczej (Virgin River). Jeżeli zamierzacie samochodem zwiedzać parki narodowe w USA, to najkorzystniej jest kupić bilet za 80 USD, ważny rok i jest to bilet na auto, więc może być nawet dla 5 osób. Inwestycja, już tylko w przypadku 2 osób, zwraca się po odwiedzeniu kilku parków! 


Virgin River.


Charakterystyczne zabarwienie skał i gleby (jeśli taką się znajdzie) spowodowane jest dużą zawartością tlenków żelaza.



Wybraliśmy się też bardzo sympatycznym, bo miejscami orzeźwiającym, szlakiem nacieków skalnych i małych wodospadów.



Teraz parę zdjęć jak Ula radzi sobie na górskich szlakach w parku, bo jak tylko zaparkowaliśmy auto i dostalismy od strażników mapę z interesujacym miejscami i szlakami, to od razu rzuciliśmy się na upatrzoną ścieżkę żeby podziwiać ten cud natury z odpowiedniej wysokości.





Po drodze stanową 12-ką do następnego parku mamy kolejny Czerwony Kanion, więc oczywiście go zaliczamy...






BRYCE

Bryce National Park. Na dnie tego zapierajacego dech w piersiach kanionu też byliśmy. Na szczęście nie ma tam żadnej rzeki. Z tych czterech parków najpopularniejszy jest właśnie ten. Są szlaki o niewysokim stopniu trudności, bardzo urozmaicone rzeźby z czerwonego piaskowca, poczucie chłodu - przynajmniej w październiku - jak oglądamy ten duży obszar z platform widokowych i wręcz upał gdy decydujemy się zejść ścieżką w dół pomiędzy skały. Jakżeż zmienne są tutaj widoki w przeciągu doby. Krajobraz nigdy nie jest statyczny. Jeżeli staniemy na krawędzi kanionu wczesnym rankiem, to poczujemy orzeźwiający chłód, krystaliczne niebo i skały kąpiące się w rudym świetle słońca. Spacerując w południe krawędzią zobaczymy cienie jakie rzucają skały i tak cały dzień, a w nocy gwiazdy, bo sztucznego oświetlenia prawie nie ma...













*****

Pędzimy autostradą Interstate 15 z Cedar City w kierunku północno-wschodnim. Może zatrzymajmy sie na chwilę w tym miasteczku. Zazwyczaj rezerwujemy hotele lub motele przez booking.com, ale czasem za posrednictwem AirBnb i tak było w tym przypadku. Do Cedar City przybyliśmy już prawie nocą, bo jak pędzić kiedy coraz to coś ciekawego po drodze do zobaczenia. Mieliśmy trochę szukania żeby znaleźć kwaterę, bo oznakowanie było dla nas nieczytelne. Okazało się, że jest ona na drugim piętrze małego bloku, podobnego do naszych gdzieś na Mazurach jakie PGR-y budowały swoim pracownikom. Dzwonimy, otwiera nam pan z brodą, który już wszystko wie i prowadzi nas do pokoju dla gości. Okazuje się, że ten pan to "niańka" - opiekuje sie dziećmi do przyjazdu rodziców. Pan domu to ratownik medyczny, więc zarabia chyba solidnie. Pokój, w którym mieszkała trójka dzieci (najstarsze to 12 lat) wyglądał jak po jakimś szturmie, pietrowe łóżko, brak intymności. Rano podejrzeliśmy, że dzieci najpierw lecą do lodówki i siegaja po coca-colę i czipsy... Nasz pokój był w porządku, jedynie łazienkę musieliśmy dzielić z maluchami. Ale dość obserwacji socjologicznych, jedziemy dalej. Tempomat trzyma 80 mil/godz. czyli nasze prawie 130 km/godz., nie ma potrzeby zwalniać, bo ruch mizerny. Skręcamy na wschód drogą I-70 w kierunku stanu Kolorado. Zaczynają się widoki takie, że chciałoby się co chwilę zatrzymywać i gapić do woli... Przedsmak mamy już na początku: góry, płaskowyże, rozległe doliny już wybarwione zgaszonymi kolorami jesieni, a w oddali ośnieżone szczyty Sierra Nevada w Kalifornii! Na parkingach Indianie Ute (stąd nazwa stanu) sprzedają swoje wyroby.

Pustynna roślinność w Utah. Nad ranem jest minus 2 a w południe plus 22. Występuje tu odmiana jałowca, który radzi sobie w ten sposób, że odcina dopływ soków do dalszych gałęzi, więc usychają, ale roślina przeżywa.

To wszystko widzimy przy autostradzie I-70, którą dojechaliśmy do Green River (nasza kolejna baza) na południowym wschodzie stanu. Podaję nazwy miejscowości, bo jakby ktoś chciał zerknąć na mapę... Z tym odcinkiem autostrady I-70 zapoznaliśmy się bardzo dobrze, bo przez 2 dni jeździliśmy do dwóch parków a na nocleg do Green River. Właśnie w tym miasteczku robiliśmy w sklepie zakupy kiedy podszedł do nas dorosły mężczyzna pytając czy jesteśmy z Polski. Okazało się, że jest Polakiem, który jako młody chłopak jakoś tanio przepłynął ocean i znalazł się aż tutaj. Pracuje w parku, ma Indiankę za żonę, ale Polski już nie odwiedzał bo go na to nie stać. Ot, taka historia...


ARCHES

Arches National Park. Wjeżdżamy tam żeby zobaczyć ten słynny Delicate Arch, opisywany i pokazywany w National Geographic. Spędziliśmy tam pół dnia, bo do niego trzeba dojść pieszo. Było warto się zmęczyć!



Za tym pięknym łukiem widać góry, tam jest daleko, ale powietrze tutaj bardzo suche, więc widoczność znakomita!


A teraz ZABYTEK! Jak wiadomo, w USA o zabytki sprzed wieków trudno, a tutaj taka niespodzianka. Otóż po wojnie secesyjnej pan John Wolfe z kontuzjowana nogą ruszył z Ohio na zachód szukać suchego klimatu. Mieszkał w tej zagrodzie od 1906 roku. Znalazł wodę, miał nawet bydło, ale co ono tam żarło?

Źródło, które znalazł mister Wolfe. W tym miejscu u podnóża Delicate Arch to skarb.



*****

Przy drodze I-70 przed Green River mamy oznakowany punkt widokowy z parkingiem i takie atrakcje.






CANYONLANDS

Kontynuujemy jazdę dalej 70-ką do Canyonlands National Park. Jak sugeruje nazwa jest to kraina kanionów. Odwiedzamy tam słynny Mesa Arch. W Canyonlands rzeka Zielona wpada do Kolorado. Jest tutaj mnóstwo mniejszych i większych kanionów preważnie suchych.



Bardzo podobne utwory skalne jak w poprzednim parku. To jest Mesa Arch również opisywany i pokazywany w mediach geograficzo-przyrodniczych.

Za nami przepaść...


Z tego miejsca zobaczyliśmy rzekę Zieloną (Green River), która gdzieś tam w głębi parku wpada do Colorado River i już w Arizonie płynie olbrzymim kanionem, który widać z kosmosu!



*****

Żeby wzrok odpoczął od monotonii ceglasto-czekoladowo-pomarańczowej znajdowaliśmy przy autostradzie w Utah skały i osuwiska z kolorystyką jakby z innej palety. Na temat geologii nie próbuję się wymądrzać, ale coś tam wiem jak to przez miliony lat się kształtowało... Jak na Marsie chociażby...






Głowa ta i inne gigantyczne skały opisana jest w przewodnikach. Turystka z Polski powiedziała, że to "ściema" - dokleili głowę cementem, jest nawet widoczny bielszy odcień na szyi...

Teren ten z monumentalnym utworami skalnym nazywany jest doliną, ale w rzeczywistości nią nie jest. To wielki płaskowyż Kolorado obejmujący też stan Utah. 

Marek Mars 

Byłbym bardzo wdzięczny za uwagi i sugestie w komentarzach do poszczególnych odcinków.

(Zdjęcia: moje i Uli)