Liczba wyświetleń

Szukaj na tym blogu

29 listopada 2020

POWSTANIE LISTOPADOWE 29.11.1830 - 21.10.1831

Z cyklu:

HISTORIA ZNANA I MNIEJ ZNANA

Wybuch Powstania Listopadowego.

Po upadku Napoleona w 1815 r., mocą decyzji kongresu wiedeńskiego, Księstwo Warszawskie zostało podzielone między Prusy, które otrzymały Wielkopolskę, a Rosję, która z reszty ziem (z wyłączeniem obszaru Krakowa) utworzyła Królestwo Polskie.

Nowe państwo, cieszyło się szeroką autonomią, obejmującą własny sejm, administrację, sądownictwo, szkolnictwo oraz armię, którą gwarantowała konstytucja. Jednak już w kilka lat później na obszarze Królestwa Polskiego zniesiono wolność prasy, wprowadzono cenzurę oraz zaczęła działać nielegalnie tajna policja. Rosjanie i wysocy urzędnicy łamali prawa gwarantowane w konstytucji. Były to przyczyną wzrostu napięć politycznych w królestwie kongresowym. Nie tylko w Królestwie, ale także na ziemiach włączonych bezpośrednio do Rosji w końcu XVIII w. (tzw. Ziemiach Zabranych), zaczęły powstawać organizacje i stowarzyszenia, zrzeszające młodzież szlachecką i inteligencką. Początkowo stawiały one sobie za cel samokształcenie. Jednak nie brakowało działaczy bardziej radykalnych. Zjawisko to nie ominęło także armii Królestwa Polskiego. Najsłynniejszymi tajnymi organizacjami były: Wolnomularstwo Narodowe, Towarzystwo Patriotyczne oraz wileńskie Towarzystwo Filomatów i Towarzystwo Filaretów.

Po stłumieniu przez cara Mikołaja I powstania dekabrystów w grudniu 1825 r. tajna policja carska rozpoczęła na szeroką skalę prześladowanie członków tajnych organizacji. Zaczęły się aresztowania, procesy sądowe i zesłania w głąb Rosji. Taka polityka doprowadziła do radykalizacji działaczy którzy zaczęli za swój cel stawiać odzyskanie utraconej przez Polskę niepodległości. Nastroje społeczeństwa się podgrzewały procesy, m.in.  jednego z inicjatorów Towarzystwa Patriotycznego i Wolnomularstwa Narodowego mjr. Waleriana Łukasińskiego (skazanego na 9 lat twierdzy, ale na wolność już nigdy nie wyszedł) oraz członków Towarzystwa Patriotycznego w 1827 r. Szczególnie ponurą sławą okryli się rosyjski senator Mikołaj Nowosilcow, który nadzorował funkcjonowanie tajnej policji oraz wielki książę Konstanty Pawłowicz, naczelny wódz armii polskiej, a od 1825 r. namiestnik Królestwa Polskiego. Brat cesarski swoją brutalną dyscypliną i surowym obchodzeniem się z cywilami oraz z żołnierzami i oficerami armii prowokował powstawanie antyrosyjskich tajnych organizacji.

W 1828 r. spisek ogarnął także Szkołę Podchorążych Piechoty, od organizatora ppor. Piotr Wysockiego zwany Spiskiem Wysockiego (zwie się go też spiskiem podchorążych). W końcu września 1830 r., gdy wieści o rewolucji w Paryżu i Brukseli dotarły do Polski wraz z informacją, że car Mikołaj I planuje interwencję zbrojną, w której ma uczestniczyć armia polska, rozpoczęły się przygotowania do wybuchu powstania. Przyspieszyły je również wiadomości o planowanych aresztowaniach wśród podchorążych, gdyż tajna policja wpadła na trop spisku. 29 listopada spiskowcy rozproszeni po różnych pułkach czekali na sygnał, którym miał być pożar na browaru na Solcu. Jednak browar szybko ugaszono i  sygnał ten nie został zauważony przez większość spiskowców, którzy próżno czekali na umówiony znak. Ostatecznie decyzję o rozpoczęciu walki podjął wieczorem 29 listopada ppor. Piotr Wysocki, który wezwał podchorążych-aplikantów Szkoły Podchorążych do chwycenia za broń. Najpierw spiskowcy uderzyli na niedaleko położony pałac belwederski - rezydencję wielkiego księcia Konstantego - z planem pojmania brata cara. Atak się nie udał, gdyż księciu udało się zbiec. Jednocześnie oficerowie przyboczni Konstantego zaalarmowali kwaterujące w pobliżu rosyjskie pułki Huzarów Grodzieńskich, Ułanów Cesarzewicza i Kirasjerów Podolskich. Ruszyli oni przeciw spiskowcom.

 Tymczasem podchorążowie wraz cywilnymi członkami sprzysiężenia, po nieudanym ataku, zaczęli pośpiesznie maszerować w kierunku Starego Miasta, wzywając ludność Warszawy do wszczęcia walki o niepodległość. Daremnie. Kawalerzyści rosyjscy kilkukrotnie zaatakowali spiskowców, próbując stłumić powstanie w zarodku, ale Polacy owe ataki odparli. Spiskowcy znaleźli masowe poparcie dopiero na Starym Mieście, zamieszkałym wówczas przez ubogą ludność.

Na odgłos pierwszych walk, oficerowie zaangażowani w spisku rozpoczęli wyprowadzać na miasto oddziały z zadaniem opanowania stolicy kraju. Przeciwstawili się im jednak wyżsi oficerowie, pułkownicy i generałowie, którzy uważali, że wszelkie powstanie przeciw Rosji nie ma szans powodzenia. Zdeterminowani powstańcy ostatecznie otworzyli ogień do najaktywniejszych obrońców mikołajewskiego reżimu. Zginęło kilku generałów i wyższych oficerów, niektórzy przypadkowo. Ofiarami byli bohaterowie epoki napoleońskiej i Wojsk Księstwa Warszawskiego, dawni przeciwnicy Austrii, Prus i Rosji, którzy teraz jednak odmówili stanięcia na czele rozpoczynającej się walki o niepodległość kraju.

Kluczowym momentem Nocy Listopadowej było zdobycie arsenału warszawskiego przez powstańców. Zdobyta w arsenale broń posłużyła do uzbrojenia ludności Warszawy, która wraz ze zrewoltowanymi żołnierzami 4. Pułku Piechoty i Pułku Grenadierów Gwardii stawiła zacięty opór Rosjanom i wiernych Konstantemu pułkom w rejonie pl. Bankowego. Porażka atakujących z północy i południa lojalistycznych oddziałów zadecydowała o wycofaniu  wlk. ks. Konstantego ze stolicy Królestwa wraz z wiernymi oddziałami i ostatecznym wybuchu powstania. Zryw został źle przygotowany przez spiskowców. Nie tylko nie wyłonili spośród siebie przywódcy, który pokierowałby dalszą walką przeciw Rosjanom, ale nie znaleźli także poparcia w wyższych sferach społeczeństwa oraz wśród generalicji polskiej w momencie wybuchu powstania. W ten sposób w Noc Listopadową powstańcy rozpoczęli walkę bez jasno określonego planu politycznego i pozbawieni charyzmatycznego przywódcy. Ostatecznie nad ranem, w obawie aby władza nie przeszła w ręce radykalnych działaczy społecznych i politycznych, władzę w stolicy objął ks. Adam Jerzy Czartoryski, a dowództwo nad armią przejął popularny w społeczeństwie i armii, choć jednocześnie przeciwnik czynnej walki z Rosją, gen. Józef Chłopicki. Choć od początku powstanie było źle przygotowano, to walki szybko ogarnęły terytorium całego Królestwa Polskiego i dały one początek wojnie polsko-rosyjskiej.

Tekst źródłowy http://www.muzeumwp.pl/kalendarium/11-29/

Tadeusz Chorbot



 

 

BEZ ŻADNEGO TRYBU...

29 listopada 2020.

Pragnę przypomnieć, że dzisiaj jest Dzień Podchorążego. Składaliśmy wtedy przysięgę żołnierską. Jako oficerowie służyliśmy Polsce w dwóch ustrojach. Mieliśmy marzenia, które staraliśmy się ziścić. I jeszcze, mam nadzieję, wiele dobrego przed nami. Z tej okazji, okraszonej wspaniałymi wspomnieniami, które przechowujemy w pamięci, życzę naszej Społeczności Zjazdowej i tym, z którymi nie mamy kontaktu, dobrego zdrowia i spełnienia marzeń!






Marek Mars

PODRÓŻE KSZTAŁCĄ #18

KALIFORNIA DWA LATA PÓŹNIEJ

 

Sierpień 2017

NAD ZATOKĄ SAN FRANCISCO

Od czegoś trzeba zacząć żeby z dobrej strony przypomnieć sobie SF i Zatokę, więc trafiła się wystawa malarstwa z kapeluszami w roli głównej w Legion of Honor (muzeum na terenie ogromnego parku). Głównie Edgar Degas, ale też Renoir, Monet i inni. W parku można spędzić cały dzień i to będzie mało. Wiele pawilonów wystawowych, ogród botaniczny, rzeźby w plenerze, stawy/jeziorka. Stąd blisko do zatoki, nad którą można zobaczyć stare koszary, stanowiska artylerii. A bardziej na zachód oczywiscie słynny most z czerwoną kratownicą pod spodem.




Od północnej strony można dokładniej spojrzeć na konstrukcję The Golden Gate Bridge.


Na spalonej słońcem  ziemi, jeśli jest tylko trochę wilgoci, to mamy kwiaty, zwłaszcza w pobliżu zatoki. W miastach-satelitach SF roślinność jest nawadniana. Takie np. Walnut Creek powierzchniowo jest prawie tak duże jak nasze BB, ale ma tylko 70 tys. mieszkańców, bo przeważają parterowe domy z ogrodami i basenami. 


Dzielnica chińska w SF.

W Marinie San Leandro wędkarz złowił jadalnego rekina leopardowatego i potem go wypuścił...


Szop przeczekuje upał.


Nie przypominam sobie żeby u nas o tej porze kwitły jakieś drzewa, a tutaj proszę: glicynia, jakby pomyliła pory roku. Kręcimy sie na razie po wokół Zatoki SF. Domy czyste i zadbane. W Walnut Creek i Concord zachowały się piękne dęby, na pewno starsze od tych miejscowości. Przy autostradach walają się jednak śmieci i części rozbitych aut. Szybko "odkryłem", że większość zamków, zwłaszcza w łazienkach, kręci się inaczej niż u nas, to znaczy żeby zamknąć trzeba w lewo... Może to ma jakiś związek z milami i stopami, do czego ciężko przywyknąć. W sklepach cena towaru na etykiecie to nie jest cena jaką płaci klient, przy kasie doliczają jeszcze podatek. Paliwo tańsze niż u nas, wtedy (rok 2017) to było circa 2,90 zł/litr, przeliczyłem, bo przecież u nich są galony...



Słynne "wyciory".


W Walnut Creek jakby ładniej, jest przecież lato. Ten drapieżny ptak tak ładnie pozuje, bo został przez właścicielkę wyprowadzony na spacer...


Dość tego dobrego, jedziemy na północ. Po drodze Cottonwood, miasteczko ze starociami. W barze jemy meksykańskie krewetki w interesującej ostrej zupie podanej w wielkich kieliszkach. Osiagamy Redding w północnej Kalifornii (dla orientacji: na północy mamy Oregon a na wschodzie Nevadę) i stąd "atakujemy" Lassen Volcanic National Park.





Jesteśmy w Górach Kaskadowych. Jedziemy nad jezioro Shasta i dalej stateczkiem na wysoki brzeg zwiedzać jaskinie.





 LASSEN VOLCANIC NATIONAL PARK

Wulkaniczny park w północnej części stanu jest zorganizowany tak, że wjeżdżając autem uiszcza się opłatę i otrzymuje się dokładny plan, z którego pomocą odnajduje się ciekawe miejsca do zwiedzania czy też do górskiej wspinaczki na wulkan lub do kolorowych jeziorek albo siarkowych źródeł.

W sumie zrobiliśmy circa 20 km wchodząc na szczyt wulkanu, który ostatnią erupcję miał w 1915 roku. Jednocześnie byliśmy najwyżej jak do tej pory, bo na 3187 m npm. Wspinaczka jest dość łatwa, ale długa i prawie cały czas w otwartym terenie. Na szczycie, który jest rumowiskiem głazów i szeregu jakby mniejszych szczytów człowiek myśli co byłoby gdyby wulkan sie obudził. Teraz na wpół przysypany żwirem i skałami wyglada niegroźnie, ale jednak o ich naturze mało jeszcze wiemy. W wielu miejscach świata wciąż zaskakują ludzi. Na koniec powąchaliśmy siarki ze źródełka. Na zboczach wulkanu obserwowalismy zmagania narciarza, który starał się wykorzystać dużą połać twardego śniegu do zjazdu, Na szczycie, jak to na koronie wulkanu, oglądamy piękne kolorowe skały o różnym mineralnym zabarwieniu, Widoki z tej wysokości też są piękne. Widać wokół kawał północnej Kalifornii.





Te sympatyczne gryzonie na zboczach wulkanu czekają na smakołyki, którymi karmią je turyści.



Takich miejsc gdzie można powąchać różne gazy z wnętrza ziemi jest w parku dużo.


Widok z góry.


Cieszyliśmy się bardzo, że byliśmy tak wysoko przy dobrej pogodzie.


Marek Mars

Cdn.